Poprzeczkę trzeba sobie stawiać wysoko! - wywiad z Mateuszem Wołowskim.
Mateusz Wołowski, bo to o nim dziś będzie mowa, urodził się 23 lata temu w Proszowicach (8 października 1992 roku). Popularny „Woło”, to postać znana chyba wszystkim kibicom piłki nożnej w Kazimierzy Wielkiej, wychowanek Klubu słynący z niesłychanej ambicji na boisku, związany ze Spartą w zasadzie od najmłodszych lat. W drużynie seniorów debiutował w sezonie 2009/2010. Właśnie ukończył Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach i już za chwile bronił będzie pracy licencjackiej, kolejnym jego przystankiem ma być Kraków. Piłka nożna to w zasadzie całe jego życie i hobby jak mówi, ale lubi też oglądać tenis ziemny, Mateusz uwielbia kotlety schabowe.
- Witaj Matuszu, na początek może pytanie nawiązujące do twoich początków w piłce nożnej, możesz mi opowiedzieć jak zaczęła się twoja przygoda z tą dyscypliną i jak trafiłeś do Sparty?
- Miałem gdzieś tak 6-7 lat i zaczynałem podobnie jak wielu moich rówieśników na kopaniu piłki przy osiedlowym bloku, do tej pory pamiętam pierwsze moje korki - Pumy, które przysłał mi z Niemiec mój tato. W zasadzie, to właśnie w taki sposób zaczęła się moja przygoda z piłką nożną i trwa ona do dziś.
Jeżeli chodzi o Spartę, to wydaje mi się, aczkolwiek nie jestem tego pewny, że pierwsze kroki w Klubie stawiałem jeszcze pod okiem Pana Andrzeja Piotrowskiego, później chyba trenował mnie w Sparcie Pan Krawczuk, a w juniorach naszego Klubu moim trenerem był Paweł Radziszewski.
- Mimo młodego wieku jesteś już doświadczonym zawodnikiem, który jak to mówią „z niejednego pieca chleb jadł” i który pracował w czasie trwania swojej przygody z piłką z kilkoma trenerami. Czy jest wśród nich taka osoba, której zawdzięczasz najwięcej?
- Cóż mogę powiedzieć? Chyba każdy trener z którym przyszło mi pracować umiał przekazać mi coś ze swojego warsztatu i z pewnością mogę zaryzykować stwierdzenie, że dzięki każdemu z nich jestem tu gdzie jestem. Czułem ich wsparcie na każdym etapie mojej przygody z piłką, stawiali na mnie, a to umacniało moje poczucie takiej piłkarskiej wartości i budowało pewność siebie. Jako ciekawostkę powiem Ci, że zaczynałem grać na pozycji bramkarza…
- Żartujesz?
- Nie, nie, poważnie (śmiech) byłem bramkarzem i dopiero po podjęciu treningów w Sparcie chyba trener Paweł Radziszewski dostrzegł we mnie potencjał do gry w polu i od tej chwili zacząłem grywać w pomocy by po kilku latach zostać napastnikiem.
Nie mogę w tym miejscu nie wspomnieć o aktualnym trenerze Sparty (Stanisław Owca – przyp.red.) – dzięki niemu znów uwierzyłem w siebie. Trener przyszedł do nas w trudnej sytuacji, zupełnie nie szło nam wtedy w IV lidze mimo tego, że atmosfera w drużynie nie była najgorsza. Trener Owca od samego początku swojej pracy w Sparcie dużo ze mną rozmawiał i dawał mi sygnały, że we mnie wierzy i że będzie na mnie stawiał. Mówił mi, że jeżeli będę ciężko pracował, to powoli uda mi się odbudować wiarę we własne możliwości i małymi kroczkami osiągnę jakiś sukces. Zaufałem trenerowi, posłuchałem jego wskazówek i w sześciu meczach kończących sezon 2013/2014 zdobyłem 5 bramek. Dziś jestem po debiucie w III lidze, a nawet strzeliłem w niej bramkę w meczu z Beskidem. Szkoda, że tej drugiej też mi nie przypisali (śmiech). Kosztowało mnie to dużo wysiłku i poświęcenia, ale zdecydowanie było warto.
- W seniorach Sparty zagrałeś (jeżeli dobrze sobie policzyłem) dobrze ponad sto meczów w różnych rozgrywkach od ligowych po pucharowe i tak się zastanawiam czy wśród nich jest jakiś który ma szczególne miejsce w Twojej pamięci i do którego lubisz wracać?
- Grając po 30 spotkań w sezonie ciężko jest zapamiętać jakieś jedno wyjątkowe. Wyznaję zasadę, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz i zgodnie z tym staram się raczej spoglądać w przyszłość niż w przeszłość koncentrując się na tym co będzie i na swoim kolejnym występie.
Z tym, że jest takie spotkanie, które mogę zaliczyć do tych, które na pewno będę długo pamiętał. Wspominałem już wcześniej o tym ile dało mi przyjście do Klubu trenera Owcy. Pierwszy mecz pod jego wodzą graliśmy bodajże w maju 2014 roku z Pogonią Staszów. Wcześniej nie wygraliśmy od chyba siedmiu spotkań i Sparta zagrożona była spadkiem do V ligi. Jako, że zmienił się trener, to chciałem się pokazać z jak najlepszej strony nowemu szkoleniowcowi. Udało się (śmiech), wygraliśmy 4:1 a ja strzeliłem dwie bramki w 1 i 33 minucie spotkania, wróciła wiara we własne możliwości, odblokowałem się wtedy.
- Wspominasz o meczach granych w IV lidze, a jak gra Ci się w III? Możesz porównać te dwie klasy rozgrywkowe? Czy różnica poziomów jest zauważalna i czy w związku z tym gra Ci się trudniej?
- Wydaje mi się, że w IV lidze mniej zwraca się uwagi na taktykę, dominuje gra bardziej siłowa, czasami wręcz brutalna, mniej jest też piłki technicznej. W zespołach III ligi widać jednak większą dojrzałość taktyczną, zawodnicy umieją się ustawić, przepchnąć, wykorzystać swoje doświadczenie – zresztą wystarczy zobaczyć jakie grają w tej III lidze nazwiska. Tak, zdecydowanie jest to trudniejsze wyzwanie dla mnie jako piłkarza, ale jestem z tego powodu zadowolony bo mogę się sprawdzić na tle III ligowych zawodników.
- Powiedziałeś wcześniej, że zawsze starasz się patrzeć w przyszłość. Ciekawi mnie czy ta III liga to szczyt Twoich marzeń czy też ewentualnie tylko przystanek w dalszej karierze?
- Wiesz, sądzę, że warto marzyć i swoje marzenia realizować, uważam ponadto, że poprzeczkę trzeba sobie stawiać wysoko. To ważne w życiu każdego człowieka nie tylko piłkarza. Chciałbym ze Spartą zrobić jak najlepszy wynik, jestem „Spartaninem” od dzieciństwa i zależy mi na tym Klubie. Fajnie by było awansować z chłopakami do II ligi choć wiem, że będzie to raczej trudne zadanie przy takiej reorganizacji rozgrywek więc wielkim sukcesem będzie także utrzymanie w III. Czy III liga, to szczyt moich marzeń? Na razie koncentruje się na grze w Sparcie, a co będzie dalej, to jeszcze zobaczymy (śmiech).
- Mateusz co możesz mi powiedzieć o atmosferze panującej w drużynie Sparty w tym sezonie? Może jakaś anegdota związana z drużyną?
- W Sparcie, od kiedy sięgam pamięcią, zawsze była dobra atmosfera w szatni. Tu nic się nie zmieniło, tak było za poprzednich szkoleniowców zespołu tak jest i dzisiaj. W drużynie wszyscy ze sobą rozmawiają. Nie ma jakiś grupek i nikt nie patrzy na drugiego wilkiem. Ja lubię pożartować sobie razem z Kawką (Mateusz Kawula). A anegdota? (zastanowienie) hmmm chyba przed meczem z Beskidem było dość ciekawie. Pono (Bartosz Poniedziałek) był bardziej niż bardzo zdziwiony gdy dowiedział się na przedmeczowej odprawie od trenera, że wyjdzie na mecz w podstawowej jedenastce, aż Paweł Czajka (kapitan zespołu) z troską zapytał czy czasami nic mu nie jest i czy na pewno dobrze się czuje (śmiech).
- Ciekawy jestem czy ta dobra atmosfera w naszej drużynie będzie miała przełożenie na wyniki Sparty w III lidze. Jak myślisz na co nas stać w tych rozgrywkach?
- Każdy śledzący rozgrywki w III lidze wie, że ten sezon będzie bardzo trudny. Utrzymuje się tylko 6/7 drużyn reszta natomiast spada o klasę niżej. Czy stać nas jako drużynę na dobry wynik? Sądzę, że tak, mamy dużą szansę utrzymać się, ale musimy w to wierzyć i grać najlepiej jak potrafimy w każdym spotkaniu.
- Mateusz tak na koniec naszej rozmowy, powiedz mi czy już wiesz czym chciałbyś ewentualnie zająć się po zakończeniu swojej kariery piłkarskiej?
- Tak daleko w przyszłość jeszcze nie wybiegam (śmiech), chciałbym kopać piłkę jak najdłużej, bo sprawia mi to wiele przyjemności i daje poczucie zadowolenia z tego co robię. Czasami jednak pojawiają się u mnie takie myśli, aby po zakończeniu przygody z piłką zająć się trenowaniem młodych zawodników. Jak to się wszystko ułoży, to jednak czas dopiero pokaże (śmiech).
- Kończąc chce Ci podziękować za udzielenie tego wywiadu i życzyć jak najlepszych spotkań w III lidze no i wielu bramek strzelonych dla Sparty.
- Ja również dziękuję i pozdrawiam wszystkich kibiców i sympatyków Sparty zapraszając ich równocześnie na nasze mecze.
rozmawiał Marcin Jarkiewicz
Komentarze